Większość sejmowa w dniu 22 lutego br. (224 głosy za i 196 przeciw) przegłosowała rozprowadzanie „pigułki po” bez recepty od 15. roku życia, jednak to nie koniec zmagań.
Teraz ustawa trafi do Senatu, a następnie do prezydenta. Tymczasem w programie „Gość Wydarzeń” podczas rozmowy z Bogdanem Rymanowskim Andrzej Duda stwierdził: - Dzisiaj ta pigułka jest dostępna, to nie jest tak, że tej pigułki dzisiaj w Polsce nie ma. I dodał: - Dzisiaj jest to pod kontrolą, a tu chodzi o to, żeby było bez kontroli.
Prezydent użył bardzo wyrazistego porównania: - Przypomnę, że na prośbę, na żądanie, na wnioski składane przez specjalistów z zakresu dermatologii zgłasiłem projekt prezydencki i została uchwalona ustawa, która ogranicza dostęp do solariów osobom poniżej 18. roku życia. Do solariów, nie do bomby hormonalnej, jaką jest ta pigułka!
Rządzący jednak zupełnie nie zważają na szkodliwość tego środka wczesnopronnego, zwłaszcza dla tak młodych dziewcząt. Dla nich to kwestia wyłącznie polityczna. Deklarują więc, że jeżeli prezydent nie podpisze tej ustawy lub odeśle ją do Trybunału Konstytucyjnego, wdrożą plan alternatywny, którym będzie wydanie odpowiedniego rozporządzenia przez minister zdrowia Izabelę Leszczynę, która zresztą nie jest lekarzem. Podobno ta sprawa ma być omawiana na posiedzeniu rządu w dniu 28 lutego br.
Proponowane rozwiązanie wywołałoby totalne zamieszanie i dualizm prawny, gdyż zarządzenie ministra zdrowia stałoby w jawnej sprzeczności z wciąż obowiązującą ustawą z 2017 roku, która ogranicza dostęp do tego preparatu. Istniałyby dwa sprzeczne akty prawne, przy czym ustawa z 2017 roku jest nadrzędnym aktem prawnym nad rozporządzeniem ministra zdrowia.
Lewicowe feministki, które obecnie znajdują się w rządzie i są posłankami, są wściekłe. Zarzucają prezydentowi, że działa przeciwko kobietom, nauce i medycynie – jak powiedziała Katarzyna Kotula minister ds. równości. – wszystkie medyczne autorytety mówią, że „pigułka po" powinna być dopuszczona od 15. roku życia – wmawia minister Kotula. Otóż bardzo wiele poważnych autorytetów medycznych zwraca uwagę na szkodliwość tego preparatu, zwłaszcza dla nastoletnich dziewcząt, których układ rozrodczy nie jest jeszcze w pełni dojrzały. Działanie tego preparatu jest całkowicie jasne i wiadomo, że przyjęcie go, gdy dziecko już się poczęło doprowadzi do umiemożliwienia jego zagnieżdżenia w błonie śluzowej macicy, a tm samy do wczesnego poronienia.
Problem w tym, że nie istnieją te miliony kobiet, które jakoby tak bardzo pragną tego kontrowersyjnego i szkodliwego środka wczesnoporonnego oraz nie mogą się realizować bez możliwości dokonywania aborcji na żądanie. Nie potwierdzają tego żadne badania opinii publicznej, to jedynie chwyt propagandowy Lewicy, która sprawę legalizacji aborcji traktuje jako podstawowy punkt swojego programu, a poza nim nie ma wiele do zaoferowania wyborcom. Ubiegłoroczne badanie CBOS-u na temat aborcji, wykazuje, że 69% Polaków nie akceptuje aborcji na żądanie i poglądy te są stabilne od wielu lat. Trudno przypuszczać, że w tak krótkim czasie postawa polskiego społeczeństwa mogłaby się tak diametralnie zmienić.
„Pigułka po” miała być swoistą „nagrodą pocieszenia” dla Polek, które nie mogą dokonywać aborcji na żądanie. Sprawa się jednak komplikuje, a dla lewicowych feministek jest tak istotna, że można nawet spodziewać się kolejnych manifestacji z błyskawicą tej krzykliwej i agresywnej mniejszości, zwłaszcza przed zbliżającymi się wyborami.
Źródło: Interia, PAP, Opracowanie własne – 26 lutego 2024 r.