Aborter, ktory stał się aktywnym działaczem pro-life. Dr Stojan Adaševic pochodzi z Serbii. W swojej zawodowej „karierze” pozbawił życia około 50 tys. dzieci w łonach ich matek. Po nawróceniu stał się czołowym działaczem pro-life w Serbii. W 1922 r. odbył się tzw. II Kongres Partii Komunistycznej. Można tam było usłyszeć głosy: Musicie walczyć o wolną aborcję! Trzeba zamknąć usta Kościołowi!. Nie udało im się wtedy, ale w 1940 r. miał miejsce kolejny kongres (V zjazd partii), gdzie wyznaczono nową strategię moralności.
„Moralność” była zdefiniowana następująco: to jest dobre, co pomaga rewolucji. To oznacza, że jeżeli ja cię zabiję i to pomoże rewolucji, to jest to chwalebna rzecz. Jeśli będę cię okradać, okłamywać i to pomoże rewolucji – w takim razie jest to moralnie dobre. Druga uchwała dotyczyła prawdy. „Prawdą” jest to, co w tej chwili jest prawdą przydatną dla partii komunistycznej (…). Kiedy przyszli komuniści, zmieniali moralność narodu. Najpierw ludzie opierali się temu, ale potem ci, którzy byli najsłabsi, zaczęli przyjmować ich podejście (…). Społeczeństwo serbskie zaczęło upadać – tłumaczył.
Dr Stojan Adašević studiował medycynę w Belgradzie pod koniec lat 50. Wspominał, że podczas wykładów uczono go, iż życie dziecka rozpoczyna się w momencie, kiedy zacznie oddychać i wyda swój pierwszy krzyk. Tłumaczono, że wcześniej kobieta ciężarna ma po prostu jeden organ więcej, jak nerki czy migdałki. W ten sposób byliśmy edukowani. Po takim nauczaniu odważnie poszedłem na specjalizację: ginekologia i położnictwo. Szybko stał się jednym z najlepszych aborcjonistów w Belgradzie. W najmniej spodziewanym momencie dowiedział się, że sam żyje dzięki nieudanej tzw. aborcji. Tak więc historia jego życia nie byłaby pełna bez historii jego ocalenia. Pewnego dnia Adasevic był świadkiem rozmowy lekarzy. Doktor Ignatović wspominał jedną z ciężarnych pacjentek, która przyszła do niego, gdy zdecydowała się na abortowanie swojego dziecka. Zabieg terminacji ciąży nie poszedł po myśli lekarza – nie potrafił on podwinąć szyjki macicy. Gdy obecni w pokoju medycy wymieniali swoje wspomnienia, Stojan zrozumiał, że mężczyźni rozmawiają o… jego matce. Jeden z ginekologów zastanawiał się nad losem tej kobiety i jej dalszym życiem. Stojan nie wytrzymał i powiedział, że to właśnie on jest tym dzieckiem, którego nie udało się im zabić. Zapadła cisza, a zebrani w pokoju zaczęli z niego w ciszy wychodzić. Jego matka już nie żyła. Swoje życie i to, kim jest, zawdzięczał… „nieudanej aborcji”. Niestety, to doświadczenie, jakże osobiste i dotkliwe, nie było dla niego na tyle ważne, by on sam zaprzestał dokonywania zabiegów aborcji i nie spowodowało zmiany jego myślenia. W brutalny sposób uśmiercał nienarodzone dzieci przez kolejnych ponad 26 lat.
W momencie kiedy dostałem do ręki ultrasonograf zobaczyłem dzieciątko, które bierze do ust kciuk i go ssie. Zrozumiałem, że dziecko w ten sposób przygotowuje się do swojego pierwszego posiłku w życiu, bo będzie ssało pierś matki. Po 15 minutach jego matka została wprowadzona do gabinetu, gdzie miała zostać wykonana aborcja. Prawo na to pozwalało. Zobaczyłem więc rączkę leżącą na stole wśród instrumentaliów, wyrwaną od reszty ciała. Coraz częściej zacząłem spoglądać, jak to się dzieje (…) i zacząłem się naprawdę źle czuć. Zacząłem mieć sny. Śniły mi się małe dzieci, niektóre z nich miały już 20 lat. W jednym z takich dzieci zobaczyłem mojego przyjaciela, który tu miał (…) 17 lat. Zrozumiałem, że to jest człowiek, którego zabiłem 17 lat temu – opowiadał ginekolog.
Zaczął mieć sny i jego podejście zaczęło się zmieniać. Zaczął śnić mu się pewien sen, który od pewnego momentu pojawiał się regularnie. Śniło mu się, że idzie po rozświetlonej słońcem łące, a wokół było pełno pięknych kwiatów, latały kolorowe motyle, było ciepło i przyjemnie. W pewnym momencie łąka zapełniała się dziećmi, które biegały, grały w piłkę, śmiały się. Były w różnym wieku, od trzech, czterech lat, do około dwudziestu. Twarze niektórych dzieci wydały się mu dziwnie znajome, ale nie mógł sobie przypomnieć, skąd je zna. Próbował rozmawiać z dziećmi, a wtedy one, dostrzegając go, zaczęły w przerażeniu uciekać i krzyczeć. Wszystkiemu zaś przyglądał się człowiek w czarnym ubraniu, przypominającym mnicha. Nie mówił nic, tylko patrzył przenikliwie. Powtarzało się to wielokrotnie i każdorazowo w nocy budził się przerażony i do rana nie mógł już zasnąć. Którejś nocy we śnie, całkowicie wyprowadzony z równowagi, zaczął gonić uciekające dzieci. Udało mu się złapać jedno dziecko, a wtedy ono zaczęło przeraźliwie krzyczeć: „Ratunku! Morderca! Ratujcie mnie od mordercy!”. W tym momencie ubrany na czarno człowiek niczym orzeł sfrunął w kierunku Adaševicia, wyrwał mu dziecko z rąk i uciekł. Podczas następnych snów Stojan postanowił spytać czarnej postaci, kim jest. Okazało się, że to św. Tomasz z Akwinu, a dzieci, to "płody", które zabił.
Kiedy następny raz przyszedł do szpitala, miał w planie wszystkim ogłosić, że od dzisiejszego ranka rzuca to wszystko. Wtedy przyszła akurat jego krewna: „Ty jesteś najlepszy w tym fachu. Pomóż mi to zakończyć”. Nie chciałem tego zrobić, ale cała rodzina mnie „napadła” i w końcu stwierdziłem, że jeszcze ten jeden raz wykonam aborcję – zaznaczył. Rozpoczęła się procedura. Najpierw wyciągnąłem rączkę i kawałek nerwu. Położyłem ją na stole, akurat upadło na kroplę jodyny. Jodyna ma takie działanie, że pobudziła ten nerw i rączka zaczęła się ruszać. Nie podobało mi się to. Chciałem szybko skończyć, bo było to straszne. Następna była nóżka (…), spadła blisko rączki i teraz już obie kończyny się ruszały. Dalej było serce, które jeszcze miało skurcze – coraz wolniejsze, coraz wolniejsze, aż w końcu zatrzymało się. Wtedy zrozumiałem, że zabiłem człowieka. Przez moment nic nie widziałem. Potem usłyszałem głosy położnych: „Doktorze Stojan, co się z tobą dzieje!?” (…). Zacząłem się modlić: „Panie Boże, proszę, pomóż mi. Nie mi – idiocie, który jest mordercą, ale pomóż tej kobiecie, ponieważ jeśli teraz nie zostanie powstrzymany krwotok (krew wypływała z niej jak z kranu) – pożyje 5-6 minut, wykrwawi się i umrze… Znowu wprowadziłem narzędzia do środka i w dwóch ruchach dokończyłem procedurę. Z reguły robi się to 30-40 minut (…). Pan Bóg dał mi naukę, pomógł mi w tej najtrudniejszej dla mnie sytuacji. Zrozumiałem, że tylko wtedy będę szczęśliwy, kiedy będę mógł uczestniczyć przy porodzie żywego dziecka tej kobiety. To była dziewiąta aborcja, którą tylko na niej dokonał. Nadal nie miała żadnego dziecka. Z Bożą pomocą urodziła później dwójkę dzieci, które są już dorosłymi ludźmi.
Od tego momentu dr Stojan Adašević nie wykonał już żadnej aborcji! Powoli następował etap nawrócenia. Dr Adašević zaczął dawać świadectwo, podróżując także poza granice swojego kraju. Głośno mówił, czym naprawdę jest „aborcja”. W miejscowości Čačak w Serbii udało się mu zorganizować pierwszą w tym kraju procesję ze świecami, podczas której modlono się za dusze dzieci poczętych. Podobną inicjatywę podpatrzył w Wiedniu. – Modliliśmy się do Boga, żeby zmienił umysły ludzkie; żeby zrozumieli, że dziecko poczęte to nie jest jedynie grupa komórek – jest to żywa ludzka istota – wskazał.
Szacuje się, że dr Stojan pozbawił życia od 48 tys. do nawet 62 tys. nienarodzonych dzieci.
– Nie ulega wątpliwości, że jest to potężny grzech, a więc muszę robić wszystko, co możliwe, aby naprawić swoje błędy. Mam nadzieję, że moja historia dotrze do ludzi. Jeśli uratuję chociaż jedno dziecko dzięki temu, co mówię – będzie to dla mnie wielkie zwycięstwo. Z rozpowszechnieniem aborcji belgradzki lekarz wiąże utratę przez Serbów świętego miejsca ich historii, czyli Kosowa. - Jak mówi Księga Rodzaju, Bóg daje ziemię we władanie tym, którzy się rozmnażają - stwierdza doktor. - I Albańczycy w Kosowie byli otwarci na przyjmowanie nowego życia, słuchali więc Boga, Serbowie zaś zamknięci, gdyż nie słuchali Go. Ziemia należy do tych, którzy mają kołyski. A kołyski muszą się kołysać. Dlatego konflikt w Kosowie to nie wojna między prawosławnymi a muzułmanami - to wojna między tymi, którzy słuchają Boga, i tymi, którzy Go nie słuchają. Niestety - doktor, który jest żarliwym serbskim patriotą, mówi to z wielkim bólem - mój naród przestał słuchać Boga. Stojan Adašević uważa, że przeciwstawić się cywilizacji śmierci i mentalności aborcyjnej można tylko w oparciu o silny Kościół i żywą wiarę. Dostrzega jedno i drugie w Polsce, dlatego - jego zdaniem - mamy większe szanse niż Serbowie.
Kiedy w 1988 roku dr Adašević się nawrócił, nie mógł przystępować do Komunii św. przez dziesięć lat - tak przewidywało ówczesne prawo kościelne. Po upadku komunizmu, wielu partyjnych lekarzy nagle okazało się ludźmi niezwykle religijnymi. Rozpoczęły się naciski, by zmienić prawo kanoniczne i dopuścić byłych aborterów do Stołu Pańskiego już bez okresu karencji. Jednym z tych, którzy najostrzej wystąpili przeciw owym projektom liberalizacji, był sam Adašević, chociaż na planowanych zmianach skorzystałby najbardziej. Doktor stwierdził jednak, że musi odpokutować za swoje zbrodnie i nie chce liczyć na żadną taryfę ulgową.
Nie popełnijcie naszych błędów. Róbcie wszystko, żeby „jeszcze Polska nie zginęła” – mówił podczas wizyty w Polsce. Przeszedł ostatnio dwa zawały serca. Miał już żegnać się z tym światem, jednak… przeżył. To dlatego – jak uważa – że musi dawać świadectwo.
[ZA: radiomaryja.pl, misyjne.pl, materiały własne, zdj. The Life Institute]