Wypatrzyli go na Facebooku Fundacji Gajusz i od razu skradł serca całej rodziny. 6-letnia Ola i 4-letnia Gabrysia pytały, czy chłopiec mógłby zostać ich braciszkiem. Ich rodzice – Magdalena i Aleksander Siewkowscy – skontaktowali się z Fundacją i zaczęli szukać informacji o zespole Treachera-Collinsa.
Właśnie na tę chorobę cierpi mały Bao. Kilka lat temu na ekranach kin pojawił się film „Cudowny chłopak”, którego główny bohater, Auggie, ma zespół Treachera-Collinsa. Przejawia się on w zdeformowanych kościach twarzy, a dotknięte nim osoby zazwyczaj potrzebują zabiegów ułatwiających im funkcjonowanie, przede wszystkim oddychanie. Pod względem emocjonalnym czy intelektualnym rozwijają się jednak prawidłowo, a mówi się nawet, że mogą mieć wyjątkowo wysoki iloraz inteligencji. Biologiczni rodzice Bao pochodzą z Chin, choć chłopiec urodził się w Polsce. W oficjalnych dokumentach ma wpisane imię Karol, ale zgodnie z chińskimi zwyczajami dziecku nadaje się także „imię mleczne”, czyli takie, którym zwracają się do niego najbliżsi. Tisa Żawrocka-Kwiatkowska, założycielka Fundacji Gajusz, wybrała dla chłopczyka imię „Bao”, które oznacza „skarb”.
Rodzice uznali, że nie mogą zająć się Karolkiem, więc dziecko trafiło do łódzkiego Ośrodka Preadopcyjnego Tuli Luli. Gdy okazało się, że potrzebuje specjalistycznej opieki medycznej, został czasowo przeniesiony do stacjonarnego hospicjum dziecięcego nazwanego „Pałacem”. W przeciwieństwie do innych dzieci stamtąd, choroba Bao nie uniemożliwia mu normalnego życia, dlatego priorytetem Fundacji stało się znalezienie rodziny gotowej przyjąć i pokochać chłopczyka.
Magdalena i Aleksander od dawna rozważali adopcję dziecka. Przyznają, że ciągnące się w nieskończoność formalności mogą odstraszyć niektóre osoby, ale oni byli zdeterminowani. Kiedy zobaczyli Karolka w internecie, odbyli poważną rozmowę. Po niej podjęli decyzję – ten chłopczyk mógł stać się wspaniałą częścią ich rodziny. Pierwsze spotkania nie były łatwe, bo z powodu pandemii mogli widywać się z Bao sporadycznie, tylko na dworze i w reżimie sanitarnym. Mimo to rodzice cały czas czuli pewność, że ta trudna sytuacja jest tylko przejściowa i już niedługo synek będzie z nimi na zawsze.
Rzeczywiście, w wieku siedmiu miesięcy maluch przeniósł się do nowej rodziny. Starsze siostry Bao oszalały na jego punkcie. Czasami aż kłócą się o niego, tak bardzo chcą się jak najwięcej nim opiekować. Chłopczyk niedawno skończył roczek, a one już uwielbiają się z nim bawić. Mówią, że zawsze marzyły o takim bracie. – Rodzice to pikuś przy tym, jakie dziewczyny są dla niego – śmieje się pani Magdalena.
– Bao jest przekochany i przezabawny, zachowuje się jak typowe szczęśliwe roczne dziecko. Gaworzy, żywo reaguje w kontakcie z drugim człowiekiem. Jego choroba nie wpływa specjalnie na nasze życie codzienne, choć w przyszłości na pewno czeka go operacja. Widzimy, że czuje się u nas bezpiecznie – mówi Aletei Magdalena Siewkowska.
Podkreśla też, że zależy jej, aby synek czuł, że może wieść zupełnie normalne życie. – Kiedy gdzieś z nim wchodzę, od razu znajduje sobie grono adoratorów. Wszyscy chcą brać go na ręce, zachwycają się nim. Myślę, że będzie wzrastał w ogromnym poczuciu akceptacji ze strony środowiska – dodaje.
Kilka lat temu założyli z mężem przychodnię, choć nie są związani z branżą medyczną. Zauważyli jednak, że w ich okolicy dzieci nie mają wystarczającego dostępu do lekarzy i chcieli coś z tym zrobić. Okazało się, że dzięki temu mogą być teraz spokojni o opiekę lekarską dla Bao. – Wygląda na to, że Ktoś nad nami czuwa – mówi pani Magdalena.
[Za: Aleteia.org.pl/fot. archiwum rodzinne]