Nowa metoda polega na wykorzystaniu fragmentu mitochondrialnego DNA trzeciej osoby i ma na celu powoływanie do życia zarodków wolnych od uwarunkowanych genetycznie chorób mitochondrialnych.
U niektórych kobiet mitochondria są wadliwe. Zakodowana jest w nich niewielka liczba 37 genów, które mogą zawierać poważne wady przenoszone przez matkę na potomstwo. Dziecko rodzi się z tzw. wrodzoną niewydolnością mitochondriów. Na skutek choroby dochodzi do problemów z funkcjonowaniem niektórych narządów wewnętrznych, wady serca, niedokrwistości czy dysfunkcji pnia mózgu.
Metoda polega na zastępowaniu wadliwych mitochondriów w embrionie jednej matki zdrowym (prawidłowym) materiałem genetycznym z embrionu „dawczyni”, tzw. trzeciego rodzica. Embrion „dawczyni”, a właściwie dziecko-dawcę, powołuje się do życia zapładniając komórkę jajową dawczyni plemnikiem męża/partnera „pierwszej matki”.
Eliminowanie części DNA, które ratuje jedno dziecko przed chorobą mitochondrialną, zawsze skutkuje zniszczeniem dziecka-dawcy. Metoda jest bowiem trwale związana z uśmierceniem zarodka, które „dostarcza mitochondriów”. Rodzicielskie DNA zawierające kluczowe geny, m.in. odpowiedzialne za charakter i wygląd, przenosi się do zarodka „dawczyni”, z którego wcześniej usuwa się wszystko z wyjątkiem zdrowych mitochondriów.
Kontrowersyjną metodę sztucznego zapłodnienia opracowali naukowcy z Newcastle University (Wielka Brytania). Na tej uczelni znajduje się Centrum Badań Mitochondrialnych biomedycznej fundacji Wellcome Trust. Współautorem nowej techniki in vitro jest znany neurolog, prof. Doug Turnbull. Przed kilkoma dniami królowa Elżbieta II przyznała mu tytuł szlachecki.
Naukowcy z innych ośrodków podkreślają, że procedura zapłodnienia z udziałem genów osoby trzeciej nie jest jeszcze dostatecznie zbadana. Dotychczas przeprowadzono doświadczenia z wykorzystaniem 500 zarodków pochodzących od 64 dawczyń. Stwierdzono, że nowa procedura „nie ma niekorzystnego wpływu na rozwój zarodka i znacznie zmniejsza liczbę wadliwych mitochondriów przekazywanych dalej”. No właśnie: znacznie zmniejsza, ale nie eliminuje całkowicie.
Pomimo faktu, że badania pokazały, iż nowa technika nie zawsze jest skuteczna, jej autorzy są pełni entuzjazmu. Prof. Mary Herbert stwierdziła: „Jesteśmy przekonani, że opracowana przez nas technika oferuje dotkniętym chorobą kobietom możliwość zmniejszenia ryzyka przenoszenia mitochondrialnego DNA na swoje dzieci”.
Tego optymizmu wcale nie podzielają przedstawiciele organizacji Human Genetics Alert. Przestrzegają natomiast, że nowa technika może stanowić furtkę do modyfikacji genetycznych ludzkich zarodków w przyszłości. I to nie tylko do celów zdrowotnych.
[Na podstawie serwisu informacyjnego BBC News/ Health (F.Walsh) – 08.06.2016 r.; także Polskie Radio, natemat.pl, HLI PL]