Z danych Głównego Urzędu Statystycznego wynika, że na koniec 2023 roku liczba ludności Polski wynosiła 37 milionów 635 tysięcy. To o 131 tysięcy mniej niż przed rokiem – poinformował prezes Głównego Urzędu Statystycznego, Dominik Rozkrut. W ubiegłym roku urodziło się w naszym kraju najmniej dzieci w całym okresie powojennym. Prezes GUS wskazał, że sytuacja demograficzna w ostatniej dekadzie nie napawa optymizmem.
Sytuacja demograficzna Polski jest bardzo zła – to chyba znany fakt. Właściwsze jednak byłoby określenie: katastrofa. Np. w 2011 roku było w Polsce 6 mln kobiet w wieku rozrodczym, a za 15 lat będzie ich o połowę mniej.
„Ubytek ludności w poprzednim roku był mniejszy niż w dwóch poprzednich latach, ale nadal dużo większy niż przed pandemią” – podkreślił Dominik Rozkrut. Prezes Urzędu dodał, że na zmianę liczby ludności wpływa głównie przyrost naturalny, który od 10 lat jest ujemny.
– Według wstępnych szacunków w poprzednim roku urodziło się 272 tysiące dzieci. To jest o 33 tysiące mniej niż w 2022 roku. Była to najniższa liczba urodzeń odnotowana w całym okresie powojennym. Liczba zgonów również była mniejsza niż w 2022 roku o 39 tysięcy, ale wyniosła 409 tysięcy, co oznacza, że była o 137 tysięcy większa od liczby urodzeń – zaznaczył Dominik Rozkrut.
Według wstępnych szacunków, w 2023 r. zarejestrowano 272 tys. urodzeń żywych (ok. 33 tys. mniej r/r), zmarło ok. 409 tys. osób (ok. 39 tys. mniej r/r).https://t.co/Se6McB7Ui9#GUS #statystyki pic.twitter.com/3iZlZ3wZKw
— GUS (@GUS_STAT) January 31, 2024
Brakuje jeszcze danych na temat salda migracji zagranicznych, ale – jak dodał prezes Dominik Rozkrut – mają one stosunkowo niewielki wpływ na te tendencje.
Głównym powodem trwałego spadku liczby urodzeń jest spadająca liczba kobiet w wieku rozrodczym, a przecież to, ile kobiet w wieku np. 25 lat będzie żyło w Polsce w roku 2023, wiedzieliśmy już 25 lat temu z dużą dokładnością (pomijając migracje i umieralność osób do 25. roku życia) – zauważa ekspert. Pokolenie wyżu demograficznego przełomu lat 70. i 80. XX wieku właśnie przekroczyło czterdziestkę, czyli biologiczny moment, kiedy prawdopodobieństwo poczęcia dziecka bardzo mocno spada.
Drugą tendencją, która wpływa na obecną sytuację demograficzną, jest spadek wskaźnika dzietności, czyli średniej liczby dzieci, którą rodzi statystyczna kobieta. I tutaj również mamy tendencję spadkową, z drobnymi przerwami, od początku transformacji ustrojowej.
Zmniejszanie się populacji Polski połączone z jej starzeniem się wpływa negatywnie na wiele dziedzin naszego życia. Począwszy od braku rąk do pracy (już dzisiaj pracodawcy wskazują brak pracowników jako kluczową barierę w rozwoju przedsiębiorstw) przez system ubezpieczeń społecznych i opieki zdrowotnej (koszty rosną tu wraz z wiekiem) aż po obronność. Żeby zbudować 300-tysięczną armię, potrzeba 300 tys. osób, które będą w niej służyły. Jak tego dokonać, gdy kolejne roczniki będą coraz mniej liczne?
„W 2011 roku liczba kobiet w wieku 20-39 lat sięgała 6 mln, a za 15 lat liczba ta będzie prawie o połowę niższa (nieco powyżej 3,5 mln). Jeśli chcielibyśmy osiągnąć liczbę urodzeń, z jaką mieliśmy do czynienia kilkanaście lat temu (ok. 400 tys. rocznie), przeciętna kobieta musiałaby rodzić statystycznie prawie troje dzieci. Taki poziom jest nierealny i nie jest notowany żadnym z krajów rozwiniętych poza Izraelem” – mówi Michał Kot.
Długoterminowo możemy próbować poprawić sytuację starając się poprawić wizerunek i aspiracyjność rodzin – zwłaszcza przez działania w obszarze kultury i komunikacji. Potrzebna jest także poprawa relacji i więzi społecznych, zwłaszcza wśród młodych ludzi. „Krótkoterminowo – poprawa dostępności mieszkań, szczególnie wśród osób dopiero zakładających rodziny oraz tych mających więcej niż jedno dziecko. Ważnym aspektem powinna być też poprawa poczucia bezpieczeństwa osób chcących mieć więcej dzieci, niż mają” – uważa Kot. Bezpieczeństwo na trzech podstawowych poziomach (fizyczne, ekonomiczne i relacyjno-społeczne) w ostatnich latach zostało zachwiane przez pandemię Covid-19, lockdown, a potem wojnę na Ukrainie i spowodowaną przez nią inflację i obawy o dostępność nośników energii. W tym obszarze należy – jego zdaniem – szukać krótkoterminowego potencjału na poprawę wskaźników dzietności.
[Za: radiomaryja.pl, aleteia.org.pl, zdj. Unsplash/Scott Evans]